Recenzja filmu

Piekielna zemsta (2011)
Patrick Lussier
Nicolas Cage
Amber Heard

Ave Szatan

Lussier rzadko kiedy zdejmuje nogę z gazu, dlatego "Piekielna zemsta" to półtoragodzinna kawalkada pościgów, strzelanin i bijatyk.
W jednej ze scen "Piekielnej zemsty" Nicolas Cage w tym samym czasie uprawia seks, pije whisky, pali cygaro i kładzie trupem pół tuzina uzbrojonych satanistów. W przedstawionej sytuacji jak w pigułce zawarto wszystkie cechy nowego filmu Patricka Lussiera: przerysowaną przemoc, tandetną erotykę  i przekraczające granice dobrego smaku poczucie humoru.

Boski Nicolas tradycyjnie obnosi się przed kamerą z miną zbitego cocker spaniela. Jego bohater, John Milton (skojarzenia z autorem "Raju utraconego" jak najzupełniej słuszne), poluje na grupę czcicieli diabła, którzy zamordowali jego córkę i porwali wnuczkę. Dziecko ma być złożone w ofierze podczas czarnej mszy, co pozwoli satanistom sprowadzić na Ziemię ich pana. Miltonowi zostało niewiele czasu, bo termin rytuału ustalono na najbliższą pełnię księżyca. W dodatku tropem   mściciela podąża mężczyzna w dobrze skrojonym garniturze podający się za księgowego. Można by w to nawet uwierzyć, gdyby nie stos zmasakrowanych zwłok, jakie za sobą zostawia.

Jak nietrudno wywnioskować, "Piekielna zemsta" nie jest filmem zbyt ambitnym. Lussier jawnie nawiązuje do podrzędnych horrorów z lat 70. i 80., które nie tak dawno wprowadzili na salony Tarantino z Rodriguezem w "Grindhousie". Dzieło Kanadyjczyka mogłoby zresztą spokojnie wejść w skład tamtego dyptyku. Akcja "Zemsty" rozgrywa się na głębokim południu USA, na ekranie nie brakuje stuningowanych samochodów, a  prócz Cage'a wycisk miłośnikom pentagramu daje seksowna i waleczna dziewczyna.

Lussier z dużym wyczuciem bawi się klockami kina klasy B. Jadąc non stop po bandzie, nie zapomina puścić widzowi oka. Gdy grana przez Heard bohaterka daje się we znaki guru sekty, ten zniesmaczony stwierdza: Chciałem cię oszczędzić, ale na to nie zasługujesz. Najpierw więc cię zabiję, a potem zbezczeszczę twoje zwłoki. Do tej konwencji idealnie pasuje aktorska "metoda" Cage'a, który tym razem nie próbował tak jak w "Kick-Ass" podejść do roli z dystansem. Gwiazdor gra na serio, ale dzięki inscenizacyjnym pomysłom reżysera jego "markowe" spojrzenia i cierpiętniczy ton głosu nabierają zamierzonej komicznej mocy.

Lussier rzadko kiedy zdejmuje nogę z gazu, dlatego "Piekielna zemsta" to półtoragodzinna kawalkada pościgów, strzelanin i bijatyk.  Dzięki efektom 3D ekranowa akcja smakuje jeszcze lepiej. Jeśli czujecie obraną przez twórców konwencję, będziecie się na tym filmie bawić piekielnie dobrze.
1 10
Moja ocena:
8
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Parafrazując tekst z "Urodzonych morderców": "You know him, you love him, you cannot friggin' live... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones